sobota, 18 lutego 2017

Strateg, który nie ma planu - poznajcie Lucasa! Ep.1, cz.1


  Ep.1, cz.1 - Spotkanie o świcie

              Przemierzaliśmy teren miarowym kłusem, nasze konie niezdarnie człapały po podmokłym gruncie bagien. Drzewa w około szeleściły nerwowo, a ich cienie rzucane przez wschodzące słońce nienaturalnie pulsowały we własnym rytmie. Zwierzęta nocne już dawno opuściły tereny łowieckie i w pośpiechu pochowały się do swoich grot. Nawet ptaki, które o świcie wyćwierkiwały najpiękniejsze ballady długowiecznych elfów, teraz zupełnie zaginęły bez śladu. W powietrzu dało się wyczuć napięcie. Zwyczajna osoba nie posiadająca daru z pozoru nazwała by to spadkiem ciśnienia, ale tylko i wyłącznie prawdziwy mag potrafił dociec co tak naprawdę owe napięcie oznacza. Przypadek gdy osoba nie jest w stanie opanować swojej mocy magicznej jest bardzo rzadki. Zazwyczaj uciekamy się wtedy do zapieczętowania jej cząstki i oddawania jej powoli, aż do uzyskania pełnej kontroli. Jednak czasem rodzą się dzieci, które swoją potęgą łamią pieczęcie, a wtedy
nie ma już odwrotu, tylko dwa wyjścia; trzeba albo zabić albo zamknąć w specjalnej celi. Niestety nikt nigdy dotąd nie rozwiązał tego męczącego problemu.

Każdy ma ograniczoną ilość mocy magicznej, która niekontrolowana potrafi narobić wielu szkód w środowisku, a co gorsza wyczerpanie jej zapasu mogłoby spowodować natychmiastową, zarówno bolesną śmierć dla maga.

                Mój oddział liczył pięciu najlepszych ludzi. Byli to magowie którzy specjalizowali się w przeróżnych dziedzinach, każdy z nich miał także doświadczenie bojowe. Bycie dowódcą tak wspaniale wyszkolonego Kręgu Bitewnego to wielki zaszczyt, dla niektórych nawet sama myśl o dowództwie odbierała mowę i sprawiała, że człowiek nie potrafił się przez chwilę ocknąć. Pomimo iż zdawałem sobie sprawę z ich umiejętności, atutów, a nawet ograniczeń żmudnie tępionych przez setki lat ćwiczeń, obawialiśmy się najgorszego. Jak to podczas boju bywa, każdy, nawet najbardziej dopracowany i przemyślany plan, może obrócić się przeciw tobie i twojemu oddziałowi w tym całym wojennym szale. A my? My nawet nie mięliśmy żadnego.

~~~~

Ból głowy nasilał się gdy zbliżaliśmy się do celu. Migrena podczas spotkania naprawdę silnego maga jest całkowicie uzasadniona, ale wiedziałem, że to nie był zwykły ból głowy. Od myśli na jaki żywioł możemy się natknąć, aż poczułem jak żołądek przewraca mi się na lewą stronę. Magowie, którzy tak jak ja zaliczają się do rzędu drugiego, często są bardzo niebezpieczni, ale jest to zupełnie zależne od daru, którego w tym akurat wypadku nie brakuje. Magowie wiecznie toczą niebezpieczne wojny, z których wielu nie wraca. Z poprzedniego kręgu magów pod dowództwem mojego mentora, wyruszyło nas dwunastu, a jak widać teraz ze mną jest nas sześciu. Bywa jednak, że misja wymaga poświęcenia i każdy czarodziej powinien walczyć do końca. Są także przypadki tchórzostwa, ale aby coś osiągnąć trzeba się wysilić.

- Czujecie to, prawda? Jeszcze nie oszalałem, ale nawet mikstury nie działają. Cholera, kiedy to się zakończy?

Geth był najmłodszym z nas magiem powietrza, na wojnie brał udział tylko kilka razy, zazwyczaj latał na grzbiecie Ikara, jego smoka. Teraz jednak w grę wchodziła magini cienia, a cień rzucany na nas z góry przez ogromnego smoka to jak wpakowanie się we własną pułapkę. Ryzykowaliśmy nawet biorąc konie, ale nie przedarlibyśmy się inaczej przez bagna. Od czego w końcu są zaklęcia, jak nie od ukrywania cienia konia?

- Idź do diabła z taką robotą. Jak jej zaraz nie dorwę to poślę taką barierę, że zmiażdży ją samo jej ciśnienie.
- Gormilu, wystarczy. Wiem, że twoja waleczność nie lubi czekać, ale uwierz mi, dla wszystkich będzie lepiej, jeśli przedwcześnie nas nie usmażysz. Nie zapominaj, że właśnie jedziemy ukryci pod magicznym płaszczem aby nas nie wykryła. Skup się, podtrzymuj barierę równomiernie, konie nie mogą rzucać ani krzty cienia – musiałem tymczasowo ugasić zapał Gormila.

Gormil, mag burzy wyglądał jakby miał rzucić jeszcze jakieś słowa, nie koniecznie cenzuralne, ale w końcu widocznie przyznał mi rację. W porównaniu do drobnego Getha był on bardzo rosłych rozmiarów, miał krótko przystrzyżone czarne włosy oraz tego samego koloru długą i śmiesznie zaplecioną brodę. Nie był dobrym myślicielem, ale nadrabiał swoją zawziętością oraz ilością mocy magicznej (a także upartością). Miał jej bardzo dużo, nie wątpię. Mógł być z nas najsilniejszy, jestem stu procentowo pewny, że jego doświadczenie bojowe pokazało mu nie raz wyjście z presji.

Ja jako strateg magiczny, musiałem nadrabiać za wszystkich przemyśleniami. Może i weszło mi to już w nawyk, ale lubiłem zadawać pytania na które wiedziałem, że drugi mag nie odpowie. Niestety to nie czas i miejsce na takie głupoty. Teraz liczy się tylko powodzenie (nie)planowanej przeze mnie misji.    Towarzyszyły mi jeszcze trzy inne osoby, magini ziemi Waleczna Blaire, Gavina znająca mowę zwierząt oraz Reld, wprawiony zielarz. Każdy z nas znał się na tyle dobrze aby połączyła nas przyjaźń (wiecznie kłócących się Gormila i Getha też). W takich właśnie momentach brakowało mi mojego mentora Rizorfa. Wychowywał mnie od dzieciństwa, w sumie przez ponad dwieście lat. Od niego nauczyłem się władać żywiołem, z którym sobie zupełnie nie radziłem. Dlatego teraz gdy idę szukać niebezpiecznego maga, który jak ja za młodu nie potrafi okiełznać mocy, czuję do niego bliskość, nie mam ochoty jej zabijać, a jednak muszę. Wiem, że uda mi się znaleźć rozwiązanie tego problemu. Nie rozumiem dlaczego mam zabijać maga, który przeważa swoją mocą innych, przecież byłaby wspaniałym „zasileniem” Kręgu Bitewnego!

~~~~

                Niebezpiecznie zbliżaliśmy się do celu, cieszyliśmy się, że w końcu opuściliśmy bagienne królestwo, a wjechaliśmy na piękną polanę. Trawa jednak rzucała ostry cień. Wiedzieliśmy jednak, że wystarczy skinienie palcem, a owe miliardy cieni przebiją nas i nasze konie na wylot. Jak o tym teraz myślę, to wzięcie smoka może nie byłoby takim złym pomysłem. Na nasze nieszczęście wschodzące słońce niebezpiecznie wszystko pogarszało, ale już nie długo będzie po wszystkim, złapiemy tą okropną maginię i będzie po wszystkim. Przed nami na horyzoncie malował się pagórek, bardziej skarpa. Rosło na nim drzewo nieznanego mi dotąd gatunku, Reld niemal od razu rzucił „to dąb”, na co ja westchnąłem ciężko, zostałem pobity w mojej własnej grze. Drzewo nie było zwyczajne, było ogromne, ku naszemu zdziwieniu teraz było całe czarne, wraz z pokrywającą go korą.

- Cieniste drzewo? – zapytała Blarie – Czy to w ogóle możliwe?
- Nigdy w życiu nie widziałem takiego okazu, może uda mi się pobrać próbkę, ciekawe jakie ma właściwości – Reld niemal od razu podjął się tematu. Nie ukrywał, że miał ochotę poeksperymentować z miksturami, ale powstrzymał się gdy rzuciłem mu groźne spojrzenie.
- Dopóty nie dowiemy się co to jest, lepiej tego nie dotykaj.

Na horyzoncie pojawiła się mała i krucha postać. Dzieliło nas już tylko kilkaset metrów. Pulsowanie w głowie było tak silne, że Gavina i Geth byli blisko omdlenia. Ja, Blaire, Gormil i Reld jakoś jeszcze się trzymaliśmy. Bariera niemalże już opadła, ryzykowaliśmy okropnie. Kilkadziesiąt metrów, kilkanaście, aż w końcu stanęliśmy z nią na równi. Osłupiałem, bo pod drzewem kuliła się ośmioletnia dziewczynka, ukrywająca swoimi dłońmi łzy…


4 komentarze:

  1. Przeczytałam i muszę przyznać, że coś z tego Twojego pisania może wyrosnąć - a przynajmniej tak mi się wydaje, bo ekspertem nie jestem. Zauważyłam jednak, że czasami nie wstawiasz przecinków we właściwe miejsca, na przykład przed wyrazem ,,którzy”.
    Przykro mi jednak stwierdzić, że opowiadanie jest zbyt krótkie i praktycznie nic interesującego się w nim nie dzieje, ale gdyby było dłuższe i chociaż coś podejrzanego wydarzyło się na końcu, na pewno byś mnie zachęciła do czytania dalej. Hehe, czytać i tak będę Twoje opowiadania, bo chciałaś konstruktywnej krytyki. Nie wiem, co sprawia, że myślę, że się do tego nadaję, lecz każdy komentarz coś wnosi, a tutaj nie ma żadnego... O, już właściwie jest - jeden. Ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne za mało czytam, i tak, szczerze się do tego przyznaję. Dziękuję za komentarz. Było to z-u-p-e-ł-n-i-e pierwsze opowiadanko z serii, którą chciałabym w przyszłości wydać. Właśnie dlatego piszę to tutaj, a nie "w szufladzie", ponieważ liczyłam na komentarze właśnie tego typu. Widzę sama, że za mało piszę, szczególnie kiedy po jakimś czasie czytam własne opowiadania. Staram się trzymać zasady "godzina dziennie", ale lenistwo jest na to bardzo źle wpływającym czynnikiem. Pozdrawiam, Agnes.

      Usuń
    2. Za to ja mam taki problem (a może nie), że mam wrażenie, że za dużo czytam rzeczy, które nie są książkami, czyli głównie magazyny. Poza tym, czytam też po angielsku i czasami odnoszę wrażenie, że mi gramatyka kuleje - tu i tu. Ciekawe, kiedy ja się tego wszystkiego nauczę.
      Ja nie mam takiej zasady. W niektóre dni nie piszę wcale, w niektóre naskrobię około tysiąca słów.
      Jestem pewna, że nie tylko lenistwo. Masz przecież prawo zajmować się innymi rzeczami lub odpoczywać. Nie jesteś humanoidem maszyną czy coś.

      Usuń