Ep.1, cz.1 - Spotkanie o świcie
Przemierzaliśmy teren miarowym kłusem, nasze
konie niezdarnie człapały po podmokłym gruncie bagien. Drzewa w około
szeleściły nerwowo, a ich cienie rzucane przez wschodzące słońce nienaturalnie
pulsowały we własnym rytmie. Zwierzęta nocne już dawno opuściły tereny
łowieckie i w pośpiechu pochowały się do swoich grot. Nawet ptaki, które o
świcie wyćwierkiwały najpiękniejsze ballady długowiecznych elfów, teraz
zupełnie zaginęły bez śladu. W powietrzu dało się wyczuć napięcie. Zwyczajna
osoba nie posiadająca daru z pozoru nazwała by to spadkiem ciśnienia, ale tylko
i wyłącznie prawdziwy mag potrafił dociec co tak naprawdę owe napięcie oznacza.
Przypadek gdy osoba nie jest w stanie opanować swojej mocy magicznej jest
bardzo rzadki. Zazwyczaj uciekamy się wtedy do zapieczętowania jej cząstki i
oddawania jej powoli, aż do uzyskania pełnej kontroli. Jednak czasem rodzą się
dzieci, które swoją potęgą łamią pieczęcie, a wtedy
nie ma już odwrotu, tylko dwa wyjścia; trzeba albo zabić albo zamknąć w specjalnej celi. Niestety nikt nigdy dotąd nie rozwiązał tego męczącego problemu.
nie ma już odwrotu, tylko dwa wyjścia; trzeba albo zabić albo zamknąć w specjalnej celi. Niestety nikt nigdy dotąd nie rozwiązał tego męczącego problemu.
Każdy ma ograniczoną ilość mocy
magicznej, która niekontrolowana potrafi narobić wielu szkód w środowisku, a co
gorsza wyczerpanie jej zapasu mogłoby spowodować natychmiastową, zarówno
bolesną śmierć dla maga.
Mój
oddział liczył pięciu najlepszych ludzi. Byli to magowie którzy specjalizowali
się w przeróżnych dziedzinach, każdy z nich miał także doświadczenie bojowe.
Bycie dowódcą tak wspaniale wyszkolonego Kręgu Bitewnego to wielki zaszczyt,
dla niektórych nawet sama myśl o dowództwie odbierała mowę i sprawiała, że
człowiek nie potrafił się przez chwilę ocknąć. Pomimo iż zdawałem sobie sprawę
z ich umiejętności, atutów, a nawet ograniczeń żmudnie tępionych przez setki lat
ćwiczeń, obawialiśmy się najgorszego. Jak to podczas boju bywa, każdy, nawet najbardziej
dopracowany i przemyślany plan, może obrócić się przeciw tobie i twojemu
oddziałowi w tym całym wojennym szale. A my? My nawet nie mięliśmy żadnego.
~~~~
Ból
głowy nasilał się gdy zbliżaliśmy się do celu. Migrena podczas spotkania
naprawdę silnego maga jest całkowicie uzasadniona, ale wiedziałem, że to nie
był zwykły ból głowy. Od myśli na jaki żywioł możemy się natknąć, aż poczułem
jak żołądek przewraca mi się na lewą stronę. Magowie, którzy tak jak ja
zaliczają się do rzędu drugiego, często są bardzo niebezpieczni, ale jest to
zupełnie zależne od daru, którego w tym akurat wypadku nie brakuje. Magowie
wiecznie toczą niebezpieczne wojny, z których wielu nie wraca. Z poprzedniego
kręgu magów pod dowództwem mojego mentora, wyruszyło nas dwunastu, a jak widać
teraz ze mną jest nas sześciu. Bywa jednak, że misja wymaga poświęcenia i każdy
czarodziej powinien walczyć do końca. Są także przypadki tchórzostwa, ale aby
coś osiągnąć trzeba się wysilić.
- Czujecie
to, prawda? Jeszcze nie oszalałem, ale nawet mikstury nie działają. Cholera,
kiedy to się zakończy?
Geth
był najmłodszym z nas magiem powietrza, na wojnie brał udział tylko kilka razy,
zazwyczaj latał na grzbiecie Ikara, jego smoka. Teraz jednak w grę wchodziła
magini cienia, a cień rzucany na nas z góry przez ogromnego smoka to jak
wpakowanie się we własną pułapkę. Ryzykowaliśmy nawet biorąc konie, ale nie
przedarlibyśmy się inaczej przez bagna. Od czego w końcu są zaklęcia, jak nie
od ukrywania cienia konia?
- Idź do
diabła z taką robotą. Jak jej zaraz nie dorwę to poślę taką barierę, że
zmiażdży ją samo jej ciśnienie.
- Gormilu, wystarczy. Wiem, że twoja waleczność nie lubi czekać, ale uwierz mi, dla wszystkich będzie lepiej, jeśli przedwcześnie nas nie usmażysz. Nie zapominaj, że właśnie jedziemy ukryci pod magicznym płaszczem aby nas nie wykryła. Skup się, podtrzymuj barierę równomiernie, konie nie mogą rzucać ani krzty cienia – musiałem tymczasowo ugasić zapał Gormila.
- Gormilu, wystarczy. Wiem, że twoja waleczność nie lubi czekać, ale uwierz mi, dla wszystkich będzie lepiej, jeśli przedwcześnie nas nie usmażysz. Nie zapominaj, że właśnie jedziemy ukryci pod magicznym płaszczem aby nas nie wykryła. Skup się, podtrzymuj barierę równomiernie, konie nie mogą rzucać ani krzty cienia – musiałem tymczasowo ugasić zapał Gormila.
Gormil,
mag burzy wyglądał jakby miał rzucić jeszcze jakieś słowa, nie koniecznie
cenzuralne, ale w końcu widocznie przyznał mi rację. W porównaniu do drobnego Getha
był on bardzo rosłych rozmiarów, miał krótko przystrzyżone czarne włosy oraz
tego samego koloru długą i śmiesznie zaplecioną brodę. Nie był dobrym
myślicielem, ale nadrabiał swoją zawziętością oraz ilością mocy magicznej (a
także upartością). Miał jej bardzo dużo, nie wątpię. Mógł być z nas
najsilniejszy, jestem stu procentowo pewny, że jego doświadczenie bojowe
pokazało mu nie raz wyjście z presji.
Ja
jako strateg magiczny, musiałem nadrabiać za wszystkich przemyśleniami. Może i
weszło mi to już w nawyk, ale lubiłem zadawać pytania na które wiedziałem, że
drugi mag nie odpowie. Niestety to nie czas i miejsce na takie głupoty. Teraz
liczy się tylko powodzenie (nie)planowanej przeze mnie misji. Towarzyszyły mi jeszcze trzy inne osoby,
magini ziemi Waleczna Blaire, Gavina znająca mowę zwierząt oraz Reld, wprawiony
zielarz. Każdy z nas znał się na tyle dobrze aby połączyła nas przyjaźń (wiecznie
kłócących się Gormila i Getha też). W takich właśnie momentach brakowało mi
mojego mentora Rizorfa. Wychowywał mnie od dzieciństwa, w sumie przez ponad dwieście
lat. Od niego nauczyłem się władać żywiołem, z którym sobie zupełnie nie
radziłem. Dlatego teraz gdy idę szukać niebezpiecznego maga, który jak ja za
młodu nie potrafi okiełznać mocy, czuję do niego bliskość, nie mam ochoty jej
zabijać, a jednak muszę. Wiem, że uda mi się znaleźć rozwiązanie tego problemu.
Nie rozumiem dlaczego mam zabijać maga, który przeważa swoją mocą innych,
przecież byłaby wspaniałym „zasileniem” Kręgu Bitewnego!
~~~~
Niebezpiecznie zbliżaliśmy się
do celu, cieszyliśmy się, że w końcu opuściliśmy bagienne królestwo, a
wjechaliśmy na piękną polanę. Trawa jednak rzucała ostry cień. Wiedzieliśmy
jednak, że wystarczy skinienie palcem, a owe miliardy cieni przebiją nas i
nasze konie na wylot. Jak o tym teraz myślę, to wzięcie smoka może nie byłoby
takim złym pomysłem. Na nasze nieszczęście wschodzące słońce niebezpiecznie
wszystko pogarszało, ale już nie długo będzie po wszystkim, złapiemy tą okropną
maginię i będzie po wszystkim. Przed nami na horyzoncie malował się pagórek,
bardziej skarpa. Rosło na nim drzewo nieznanego mi dotąd gatunku, Reld niemal
od razu rzucił „to dąb”, na co ja westchnąłem ciężko, zostałem pobity w mojej własnej
grze. Drzewo nie było zwyczajne, było ogromne, ku naszemu zdziwieniu teraz było
całe czarne, wraz z pokrywającą go korą.
- Cieniste
drzewo? – zapytała Blarie – Czy to w ogóle możliwe?
- Nigdy w życiu nie widziałem takiego okazu, może uda mi się pobrać próbkę, ciekawe jakie ma właściwości – Reld niemal od razu podjął się tematu. Nie ukrywał, że miał ochotę poeksperymentować z miksturami, ale powstrzymał się gdy rzuciłem mu groźne spojrzenie.
- Dopóty nie dowiemy się co to jest, lepiej tego nie dotykaj.
- Nigdy w życiu nie widziałem takiego okazu, może uda mi się pobrać próbkę, ciekawe jakie ma właściwości – Reld niemal od razu podjął się tematu. Nie ukrywał, że miał ochotę poeksperymentować z miksturami, ale powstrzymał się gdy rzuciłem mu groźne spojrzenie.
- Dopóty nie dowiemy się co to jest, lepiej tego nie dotykaj.
Na
horyzoncie pojawiła się mała i krucha postać. Dzieliło nas już tylko kilkaset
metrów. Pulsowanie w głowie było tak silne, że Gavina i Geth byli blisko
omdlenia. Ja, Blaire, Gormil i Reld jakoś jeszcze się trzymaliśmy. Bariera
niemalże już opadła, ryzykowaliśmy okropnie. Kilkadziesiąt metrów, kilkanaście,
aż w końcu stanęliśmy z nią na równi. Osłupiałem, bo pod drzewem kuliła się
ośmioletnia dziewczynka, ukrywająca swoimi dłońmi łzy…
Przeczytałam i muszę przyznać, że coś z tego Twojego pisania może wyrosnąć - a przynajmniej tak mi się wydaje, bo ekspertem nie jestem. Zauważyłam jednak, że czasami nie wstawiasz przecinków we właściwe miejsca, na przykład przed wyrazem ,,którzy”.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi jednak stwierdzić, że opowiadanie jest zbyt krótkie i praktycznie nic interesującego się w nim nie dzieje, ale gdyby było dłuższe i chociaż coś podejrzanego wydarzyło się na końcu, na pewno byś mnie zachęciła do czytania dalej. Hehe, czytać i tak będę Twoje opowiadania, bo chciałaś konstruktywnej krytyki. Nie wiem, co sprawia, że myślę, że się do tego nadaję, lecz każdy komentarz coś wnosi, a tutaj nie ma żadnego... O, już właściwie jest - jeden. Ode mnie.
Zapewne za mało czytam, i tak, szczerze się do tego przyznaję. Dziękuję za komentarz. Było to z-u-p-e-ł-n-i-e pierwsze opowiadanko z serii, którą chciałabym w przyszłości wydać. Właśnie dlatego piszę to tutaj, a nie "w szufladzie", ponieważ liczyłam na komentarze właśnie tego typu. Widzę sama, że za mało piszę, szczególnie kiedy po jakimś czasie czytam własne opowiadania. Staram się trzymać zasady "godzina dziennie", ale lenistwo jest na to bardzo źle wpływającym czynnikiem. Pozdrawiam, Agnes.
UsuńZa to ja mam taki problem (a może nie), że mam wrażenie, że za dużo czytam rzeczy, które nie są książkami, czyli głównie magazyny. Poza tym, czytam też po angielsku i czasami odnoszę wrażenie, że mi gramatyka kuleje - tu i tu. Ciekawe, kiedy ja się tego wszystkiego nauczę.
UsuńJa nie mam takiej zasady. W niektóre dni nie piszę wcale, w niektóre naskrobię około tysiąca słów.
Jestem pewna, że nie tylko lenistwo. Masz przecież prawo zajmować się innymi rzeczami lub odpoczywać. Nie jesteś humanoidem maszyną czy coś.
Bardzo fajne!
OdpowiedzUsuń