The Black Spirit Ep.1, cz.4
Ep.1, cz.4 - Piwnica
Wszystko zaczynało w końcu dobrze
wyglądać. Pokoje stały puste, ale pomalowane. Gdy zmęczyłem się nakładaniem
kolejnej warstwy kleju do tapet postanowiłem się trochę przewietrzyć. Od
ostatniego czasu Liz nie odstępowała mnie na krok, więc poszła ze mną. Bała się
o mnie, że mogę gdzieś upaść i dostać kolejnej fali drgawek. Pokonaliśmy tor
przeszkód z puszek po farbie i innych śmieci, skierowaliśmy się do wyjścia.
Kiedy już przekroczyliśmy próg. Zawołała nas Amy:
- Lisabeth, Dan! Ja i Martin też pójdziemy. Musimy odpocząć
na świeżym powietrzu.
- Spacer dobrze nam zrobi. Zasłużyliśmy – oznajmiłem i
przeciągnąłem się. – W drogę.
Był już środek lata, a słońce
paliło przebijając się nawet przez korony drzew. Spojrzałem na Lisabeth. W
słońcu jej naturalne rude włosy nabierały
pięknej barwy. Pochwyciła moje spojrzenie.
pięknej barwy. Pochwyciła moje spojrzenie.
- Liz, mogę ci zrobić zdjęcie? – zapytałem zaciekawiony.
- Dlaczego pytasz?
- Mogę?
- Jasne – Ustawiła się na tle poziomek, w słońcu. Oparła ręce
na szczupłej talii, uśmiechnęła się. Wyciągnąłem komórkę, była prawie
rozładowana, ale udało mi się uchwycić tą wspaniałą chwilę.
- Piękna jak zawsze – oznajmił Martin, a ja rzuciłem mu
rozbawione spojrzenie.
~~~~
Po kilku minutach marszu, natknęliśmy się na ścieżkę.
Spacerowaliśmy nią pośród drzew, rozmawiając radośnie, to o remoncie, to o
wspomnieniach z dawnych lat. W pewnym momencie było nam tak wesoło, że
spłoszyliśmy lisa, który przeciął naszą drogę. Zdziwiłem się, ponieważ był
ranny i kulał na lewą łapę.
- Czy wszystko w tej okolicy musi być ranne? – zapytał
Martin z pogardą w głosie
- Na przykład taki Dan, kaleka. – rzuciłem Liz wyzywające
spojrzenie, ona jednak uśmiechnęła się. Martin wyglądał jakby chciał jeszcze
dodać coś kąśliwego ale potknął się.
- Co to jest u licha? – nachylił się i zbadał glebę. – Tu jest
świeżo skopana ziemia.
- Dziwne. Przecież jesteśmy w tej okolicy pierwszy raz.
- To musiało być jakieś zwierzę. Sam widziałeś jedno przed
chwilą – oznajmiła Lisabeth.
- Martin! Tu jest jeszcze jeden! – krzyknęła Amy.
- To nie może być żaden zwierzak, tu są widoczne ślady buta.
Na prawo – wskazałem palcem – wydeptana ścieżka. Ciekawe co tam jest.
Ruszyliśmy tropem. Każdy stawiany
krok przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Po drodze znaleźliśmy pełno
pozastawianych sideł. Uważałem, aby na żadne nie nadepnąć. Wtedy byłbym już dosłownie
kaleką.
Znaleźliśmy małą polanę w samym środku
lasu. Dzika trawa była wysoka, sięgała nam do pasa. Lisabeth była niska, teraz
niemalże tonęła pomiędzy nimi. Złapałem ją za rękę, aby się nie zgubiła.
Szliśmy tak przez jakiś czas zmierzając ku ambonie myśliwego, która stała
samotnie pośrodku. Wspięliśmy się na nią i zobaczyliśmy małą drewnianą chatę
podobną do naszej, ale dużo mniejszą. Dobrze widoczna stała się także ścieżka.
Postanowiliśmy się tam udać.
~~~~
Lisabeth zapukała. Niestety drzwi
były zamknięte, a okna zostały pozbawione firanek. Nie dostając żadnej odpowiedzi, postanowiliśmy z ciekawości zajrzeć
przez okno. Liz krzyknęła:
- Dan! Zobacz to!
Nachyliłem
się i przymrużyłem oczy. W środku leżała siekiera. Nie byłoby to nic groźnego,
gdyby nie to, że wszędzie było pełno krwi.
- Co to jest? – Martin zamachnął się w furii. Nie zdążyłem
go powstrzymać i wybił okno.
- CO TY ROBISZ? MARTIN! – krzyczeliśmy. Lecz on nie słuchał.
Sięgnął przez zrobioną dziurę i otworzył okno od środka.
- Mam tego dosyć! Nie rozumiecie? Tu jacyś myśliwi, tu
mordercy. Czuję, że odpowiedź jest już blisko. Nie przegapię takiej okazji.
Tym
razem zgadzałem się z Martinem. I pomimo protestów dziewczyn, postanowiliśmy
zbadać wnętrze tajemniczej chaty. Przeszedłem przez okno pierwszy. Byłem
drobniejszej budowy niż Martin, więc spadło na mnie zadanie otworzenia od
środka drzwi. Uderzył mnie odór gnijących ciał. Przeraziłem się śmiertelnie,
gdy prawie stanąłem na odrąbaną siekierą ludzką czaszkę. W środku znajdował się
także stół z białym obrusem. Na którym leżał brudny od krwi talerz i kilka baterii.
Dwa krzesła były przewrócone, firanki leżały na podłodze, a palenisko w kominku
było jeszcze ciepłe. Oprócz tego w chacie znajdowało się jeszcze małe łóżko z
niechlujnie pościeloną pościelą i brudnym materacem. Jeszcze jedne drzwi
prowadziły do łazienki. Nie miałem ochoty tam wchodzić.
- Dan! I co widzisz? – pytali szeptem moi towarzysze.
Przypomniałem sobie o moim
zadaniu. Całe szczęście drzwi były zamknięte na zasuwkę, więc nie sprawiło mi
kłopotu otworzenie ich.
- Amy, Lisabeth, zostańcie na zewnątrz – rozkazałem. Nie chciałem
wykłócać się o takie rzeczy i pomimo znacznych protestów, nie pozwoliłem im
wejść. Rozejrzałem się trochę z Martinem. Nie wchodziłem do łazienki. Poczekałem
przed drzwiami, przy okazji rozglądając się za wskazówkami. Do uszu dobiegło
mnie tylko „Cholera to jakiś psychol!”.
- Dan. Znalazłem pendrive’a.
- Pod łóżkiem był laptop, jest naładowany ale ma hasło.
Jakiś pomysł?
- Spróbuj: zero, dwa, zero, pięć, jeden, sześć.
- Działa, skąd wiedziałeś?
- W łazience była reszta… no wiesz – wskazał na trupa. Zemdliło
mnie. - W kieszeni miał tą karteczkę – pokazał mi ciąg cyfr zapisany krwią.
- Wspaniale… - udawałem głos pełen optymizmu.
- Jak myślisz, co będzie w środku? – zmienił temat.
- Sprawdźmy – powiedziałem. Nagle ktoś zapukał w okno.
- Szybko! – wyszeptały dziewczyny.
Uderzyła
mnie fala gorąca, ręce trzęsły się tak mocno, że miałem trudności z odtworzeniem
urządzenia. Martin wyrwał mi laptopa i szybko odpalił zawartość. Pierwsza część
nagrania ukazywała obraz, jak ktoś podąża ścieżką i wchodzi do domku. Cięcie.
Zamaskowana osoba zamachnęła się siekierą. Cięcie. Wszędzie pełno krwi, w kącie
płaczące dziecko. Wielka szamotanina, dziecko zostało zabite. Cięcie. Ktoś
wykopał dół, dokładnie w tym miejscu w którym potknął się Martin. Zakłócenia i błąd
odtwarzania. Po kilku nieudanych próbach odtworzyliśmy dalszą część. Ktoś
napisał na podłodze, krwią „Redrum”. Cięcie. Wraca ścieżką. Cięcie. Ktoś
wkłada wiewiórkę do lodówki. Cięcie. W tym momencie aż podskoczyłem. Postać
przyglądała nam się z okna i ukazała nas na kamerze. Nagrała także jak idziemy
z Amy do samochodu. Morderca wziął zapasową kopię kluczy spod wycieraczki i
otworzył zamek w drzwiach. Udał się na strych. Cięcie. Klapa nagle otworzyła
się i z hukiem uderzyła ścianę. Osoba wypchnęła drabinę przez okno i sama jak
kot zeskoczyła z pierwszego piętra. Dalej są tylko zakłócenia. Sam film był nie
po kolei.
- DAN! Morderca ma kopię kluczy – wykrzyczał Martin.
Zawiesiłem
się na chwilę. Nie miałem pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Martin potrząsnął
mną. Zamknąłem laptopa i odłożyłem wszystko na swoje miejsce. Przypomniałem
sobie o bateriach na stole i zabrałem je pośpiesznie. Martin spojrzał na mnie z
powagą.
- Będą pasować do latarek, które znaleźliśmy. Paluchy AA, dokładnie
te same.
Wybiegliśmy
za zewnątrz. Nie bawiliśmy się w zamykanie drzwi i okna, to nie miało sensu.
Wracamy do domu i wzywamy policję, tu niestety nie ma zasięgu.
- Co znaleźliście? – aż podskoczyłem, na dźwięk głosu Amy.
Zapomniałem o dziewczynach.
- Mały problem. Morderca ma dostęp do naszego domu
- Jaki morderca!? – Amy podskoczyła z przerażenia. Liz była
zamyślona, lecz po chwili zabrała głos:
- Mam pytanie. Czy ktoś z was pomyślał, aby zamknąć drzwi
przed spacerkiem?
- O nie! Zostawiłem je otwarte! Cholera, cholera! - Biegliśmy
do domu niczym psy gończe, które znalazły świeży trop. O mały włos nie
zabłądziliśmy po drodze, ale udało nam się wyjść. Gdy tylko stanąłem przed
domem, wmurowało mnie w ziemię. Drzwi były otwarte na oścież. Zawahałem się,
ale wbiegłem do mieszkania pierwszy. Rozejrzałem się. Lisabeth wbiegła tuż za
mną i krzyknęła.
- Kuchnia! Dan!
Przeszedłem do pokoju wskazanego przez Liz. Lodówka odsunięta
od ściany. Właz, prawdopodobnie do piwnicy. Teraz wszystko stało się jasne. Iks
na lodówce, to wejście do piwnicy, iks na górze to strych. Czeka nas
konfrontacja z mordercą. Musimy się dobrze przygotować. Kim jest psychopata? Co
nas spotka w piwnicy? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
Brudny od krwi talerz? To uczta zaszła aż tak daleko? ;D - Takie przynajmniej były moje myśli, kiedy czytałam pewien fragment.
OdpowiedzUsuńA ,,red room” mogłaś zapisać jako ,,redrum”. I widzisz, co teraz wychodzi od końca? ;P
Psychopata i tak pewnie wygra.
Oja! Wspaniały pomysł! Dziękuję ci serdecznie(zaraz poprawię)! Pozdrawiam, Agnes.
UsuńAż mnie dziwi, ile ja tych pomysłów dobrych czasami mam, haha.
Usuń